Natalia Fiedorczuk-Cieślak – kobieta o wielu pasjach.
by Redakcja
Wokalistka, instrumentalistka, animatorka kultury. Białostoczanka pochodząca z Augustowa. Za swoją debiutancką powieść „Jak pokochać centra handlowe” została w 2016 roku nominowana do Paszportów Polityki Nagrodę otrzymała w styczniu tego roku. Ma na swoim koncie też kilka własnych płyt.
OP. Jest Pani artystyczną duszą?
Natalia Fiedorczuk-Cieślak: Nie wiem jak mam rozumieć artystyczną duszę? Jeśli chodzi o zajęcie życiowe, to owszem, najlepiej i najprzyjemniej idą mi zadania związane z twórczością. Twórczość artystyczna jest jednym z takich zajęć. Ogólnie lubię wymyślać, planować, dopasowywać i najlepiej idzie mi mieszanie dziedzin.
OP. Gdyby miała Pani określić siebie, bardziej wokalistka czy pisarka?
Myślę, że po prostu buntownica. Cały czas działam i na tym, i na tym polu, co po dodaniu mojej pracy zawodowej daje regularną trójpolówkę. To dobre dla twórczości, ale niekoniecznie dobre dla samopoczucia i wypoczynku.
OP. Ukończyła Pani liceum plastyczne w Supraślu. Sztuka towarzyszyła Pani od najmłodszych lat?
Miałam szczęście do takich rodziców, którzy wspierali moje artystyczne ambicje. Byłam trudną młodzieżą, a twórczość mnie uspokajała. Prawdopodobnie uznali, że to rodzaj terapii zajęciowej. Skończyłam Supraski plastyk jako tkaczka artystyczna, chociaż trudno powiedzieć, że miałam wówczas do tego serce. Dostałam się i studiowałam przez cztery lata na Poznańskim Uniwersytecie Artystycznym (dawne ASP Poznań) na wydziale Komunikacji Multimedialnej, trochę daleko od wełny i lnu. Później robiłam wiele rzeczy, ale dziwnym trafem wszystkie były w jakiś sposób kreatywne. Ostatecznie zdecydowałam się na studia na psychopedagogice kreatywności na Warszawskiej Akademii Pedagogiki Specjalnej. To unikatowe studia, które uczą teorii – o tym jak działa psychologia twórczości i jak kształtować postawy kreatywne, ale nie tylko u artystów. Jestem więc teoretykiem kreatywności, który ma też trochę doświadczenia praktycznego.
OP. Kiedy w Pani życiu pojawiła się muzyka?
Chodziłam do szkoły muzycznej, do klasy fortepianu. Nie znosiłam tego. Lubiłam lekcje teorii muzyki, audycje muzyczne, kształcenie słuchu, zespoły muzyczne, czy chór. Ale fortepian, z techniką, żmudnymi ćwiczeniami, wydawał mi się straszny. Na nowo zapałałam miłością do grania, kiedy w wieku lat 18 odkryłam gitarę basową. Zamiast wydać osiemnastkowe prezenty pieniężne na kurs prawa jazdy, kupiłam sobie w komisie gitarę basową za całe 800 złotych. Mój tato był zdruzgotany. Kilka lat później, kiedy słuchał piosenki, którą nagrałam z zespołem Strachy na Lachy trochę mi wybaczył – jest wielkim fanem tego zespołu. Jednak najbardziej cieszył się, kiedy przed trzydziestką zrobiłam w końcu prawo jazdy.
OP. Książka „Jak pokochać centra handlowe” to Pani osobiste doświadczenia? O czym opowiada?
Książka jest powieścią, a może raczej opowieścią. Jest obrana z fabuły, więc trudno tu o czystość gatunkową. To osobista historia o przemianie kobiety w matkę, ze wszystkimi tego słowa konsekwencjami. Skupiona jest na trudnościach raczej, niż cudach macierzyństwa, ale takie już moje prawo jako autorki. Jest to książka z kategorii „fiction”, więc nie, nie jest moim osobistym doświadczeniem. Raczej rezultatem obsesyjnej dokumentacji, by stworzyć bohaterkę w depresji, tak by czytelnik mógł doświadczyć „dotknięcia” tej choroby, tego stanu czy też kryzysu.
OP. Jej napisanie to był po prostu pomysł czy potrzeba uzewnętrznienia i podzielenia się odczuciami?
Zdecydowanie pomysł. Chciałam stworzyć bohaterkę literacką w kryzysie, która jest matką, młodą matką to rzadko podejmowany temat, a raczej bohater. Bardziej złożone kobiece postaci są w literaturze tzw. „środka” dość schematyczne. Ich losy to albo rozliczenia z przeszłością, albo odnoszące się do romantycznych relacji mitologie. Zależało mi na pokazaniu przez „oko” mojej bohaterki wycinka współczesności. Ten wycinek jest zawężony, ale ostry, jak przystało na osobę w głębokim kryzysie.
OP. Nominacja do paszportu Polityki to duże wyróżnienie i to za debiut.
Odpowiadam na te pytania już po otrzymaniu nagrody. Paszport to ogromne wyróżnienie i duża odpowiedzialność. Na pewno dzięki nagrodzie więcej osób usłyszało o „Jak pokochać..”, przez co docierają do mnie różne, skrajne opinie, zarówno od czytelników, jak i krytyków. Cieszę się, że książka wywołuje dyskusje, na przykład wokół spraw kobiecości, czy ogólnie pojmowanego przyzwolenia na słabość, na kryzys w kontekście drugiej dekady 21 wieku w Polsce.
OP. W planach bardziej kolejna książka czy raczej płyta?
Obecnie pracuję nad muzyką do dwóch spektakli teatralnych. Książka jest w sferze planów. Mam tytuł, zarys fabuły i silne postanowienie, by zasiąść do pisania w drugiej połowie roku. Na razie temat, bohaterowie dojrzewają gdzieś w tle, ale nie ma dnia, bym o nich nie myślała.
Dziękujemy.
Rozmawiała Elżbieta Stankowiak
Fot. Alicja Szulc
Recommended Posts
55 lat na scenie. Rozmowa z Krzysztofem Cugowskim
20 czerwca, 2024