Singielka –współczesne staropanieństwo, cyniczna sztuka egoizmu czy … zupa pomidorowa?
by Redakcja
O singielkach napisano w zasadzie chyba już wszystko, a może nawet i więcej.
I o ile dość łatwo jest zrozumieć, że literatura definiuje singielkę jako kobietę mieszkającą w pojedynkę , o tyle chyba znacznie trudniej pojąć, dlaczego ta sama literatura zakłada, iż singielka jest to przede wszystkim kobieta „samotna”, tym samym czyni z niej poniekąd ofiarę własnego życia
i losu?
Dlaczego, skoro cywilizacja doszła do momentu, w którym można w zasadzie wszystko kupić, sklonować, wyhodować i lecieć nawet w kosmos, nie można jednocześnie pojąć tego, że niektóre kobiety po prostu chcą być same w danym momencie lub nawet same na całe życie? Dlaczego ocenia się je jako egoistki, istoty zimne i społecznie nieprzystosowane?
Czy singielki to faktycznie egoistki skupione na sobie, niechcące rezygnować z przyjętego modelu życia, głównie towarzyskiego, w którym świetnie się czują i w którym niczego im nie brakuje?
Odpowiedź na powyższe pytanie brzmi: nie wiem, bo to tak jakbym analizowała, dlaczego ktoś lubi zupę pomidorową – po prostu lubi i już.
Dlaczego niektóre singielki mimo, że to często wykształcone i odnoszące sukcesy kobiety …i tak bez mężczyzny czują się tak, jakby były niekompletne …? A czasem nawet czują się jak zero
Czy to wynika z nich samych, czy raczej z tego, że nie spełniły jakiegoś punktu z ustalonej z góry, stadnej recepty na szczęście? To tak, jakby lekarz przepisywał wszystkim ten sam lek –związek i dzięki niemu wszyscy mieliby być zdrowo szczęśliwi …
Na ile możemy być pewni, że kobiety żyjące w związkach dążyły do życia z kimś zgodnie z wewnętrzną potrzebą, a na ile z odziedziczoną od poprzedniego stulecia powinnością? Czy przywołana pewność istnieje ?
Konfrontowanie ówczesnej singielki z dawną starą panną wskazuje na to, jak mocno różnią się te dwa typy żyjących w pojedynkę kobiet. Czy prawdziwą jest też powszechnie panująca opinia, że singielka to pewna siebie, przebojowa, idealnie osadzona we własnej tożsamości kobieta, która – i tu uwaga – nikogo nie chce ? A dawna stara panna to, krótko mówiąc, ta której nie chciał nikt?
Czy możemy zatem z pełnym przekonaniem przyjąć, że singielka, to super Robokop w spódnicy, a ta dawna to – krótko pisząc- jakaś nieatrakcyjna nieudacznica? Bo czy można być „za jakąś’ lub „zbyt jakąś” na bycie w związku? Czy to na pewno kwestia bycia, czy może raczej kwestia chęci?
Dlaczego miażdżąca większość społeczeństwa uważa, że kobiety decydujące się na życie w pojedynkę są zbyt silne? A może właśnie są zbyt słabe na emocjonalne ciosy i … może właśnie dlatego wybierają egzystencję w oparach kontrolowanego szczęścia, nie dopuszczają do sytuacji, w której ktoś, kogo obdarzą uczuciem, przejmie poniekąd nad nimi kontrolę.
Czy „singlostwo” to kwestia pierwotnego wyboru czy może raczej pokłosie emocjonalnych doświadczeń?
Dlaczego singielkom wmawia się, że są nieszczęśliwe, bo samotne? Skąd w takim razie wzięło się określenie „samotność w związku”? I w końcu, czy aby na pewno drugi człowiek może być nieskończoną gwarancją szczęścia?
Ważne jest chyba to, do czego kobieta dąży, kiedy czuje się spełniona, szczęśliwa i co najważniejsze, co sprawia, że czuje się bezpieczna i spokojna.
Historia niezbyt przyjaźnie obchodziła się z kobietami, które albo same zdecydowały się na życie w pojedynkę, albo po prostu tak im w tym życiu wyszło. Ten typ kobiet zawsze był przede wszystkim osądzany i posądzany, mało kto skupiał się nad tym, aby singielki po prostu zrozumieć. Dlaczego? Pewnie dlatego, że ocenić jest znacznie łatwiej.
Próba odpowiedzi na wskazane pytania jest zapewne żmudnie niemożliwa. Dlatego nawet nie warto jej podejmować – bo ideologię to i do kotleta schabowego można dorobić, jeśli się bardzo chce.
Najwłaściwiej i najuczciwiej jest chyba przyjąć, że singielka to ani dawna stara panna, ani też współczesna, cyniczna egoistka. Wszystko wskazuje na to, że singielka to taka kobieta jak każda inna, która żyje, jak żyje …Nie ma różnic między singielkami, a kobietami będącymi w związkach. „Wylądowały” one jedynie po dwóch stronach ……tego samego życia. …
Autor: Iwona Dzbeńska
Fot. autora – archiwum własne ID.
Fot. wyróżniające – źródło Pixabay
Recommended Posts
Rozmowa z Izabelą Smaczną-Jórczykowską
15 marca, 2024
Świetny tekst!
Świetny tekst. Zgadzam się całkowicie – nie ma uniwersalnej recepty na szczęście, a już na pewno nie jest nią związek. Znam mnóstwo ludzi, którzy są razem – łączy ich wspólny dach nad głowa, dzieci, wyjazdy na wakacje i kredyt, ale tak naprawdę żyją obok siebie i – wbrew pozorom – są samotni. Znam też ludzi, którzy z różnych powodów, wybrali życie bez partnera, ale słowo „samotność” jest im obce – przyjaciele, rodzina, pasje sprawiają, że czują się szczęśliwi i spełnieni. Nie rozumiem więc dlaczego społeczeństwo z upiorem maniaka szufladkuje: singiel – samotny nieszczęśnik lub egoista, w związku – szczęśliwy, pełen empatii itp. To fikcja, totalna bzdura, abstrakcja, próba stworzenia świata czarno-białego. A przecież to odcienie szarości sprawiają, że pojawia się głębia… Dziękuję za ten artykuł i pozdrawiam ciepło.