Drogowskazy szczęścia według Moniki Mularskiej – Kucharek

Drogowskazy szczęścia według Moniki Mularskiej – Kucharek

Doktor socjologii, trener umiejętności psychospołecznych, terapeuta, autorka książek popularnonaukowych, współwłaścicielka firmy szkoleniowej ART OF TRAINING, wiceprezes Fundacji Science Watch Polska. W swoim programie terapeutycznym ma poezjoterapię własnego autorstwa. Czym jeszcze zaskakuje Monika Mularska-Kucharek?

Ilona Adamska: „Nie jesteś w stanie zmienić całego świata, ale możesz zmienić świat jednego człowieka” – to zdanie odzwierciedla płynącą z serca i głowy ideę przyświecającą podejmowanym przeze Ciebie działaniom…

Monika Mularska-Kucharek: Odkąd pamiętam, dobro innych ludzi, ich szczęście było dla mnie bardzo ważne. Od dziecka miałam potrzebę uszczęśliwiania i pocieszania tych, którzy byli smutni, potrzebowali pomocy. Może to kwestia wzorców. W moim domu dużo mówiło się o tym, aby pomagać słabszym, żeby ich wspierać. Nigdy też nie potrafiłam przejść obojętnie obok ludzkiej krzywdy i tak jest do dzisiaj. Moim marzeniem zawsze było i niezmiennie jest to, aby ludzie byli szczęśliwi, aby radzili sobie z trudnościami, żeby potrafili cieszyć się z życia. Od wielu lat wiem jednak to, czego nie wiedziałam jako dziecko, tzn. że na wiele spraw nie mamy wpływu, że nie jesteśmy w stanie zmienić całego świata, uszczęśliwić i pomóc wszystkim potrzebującym. To nierealne. Wiem natomiast, że można zmienić świat jednego człowieka i że wiele to znaczy w czyimś życiu. W moim zresztą też. I niezmiernie się cieszę, że mogę tego doświadczać na co dzień! Jako trener i terapeuta wielokrotnie mam do czynienia z sytuacją, w której przyczyniam się do zmiany czyjegoś świata, do poprawy czyjegoś życia na lepsze. Jest to cudowne doświadczenie.

Na co dzień jesteś terapeutą, trenerem umiejętności psychospołecznych, doktorem socjologii. Skąd pomysł na pisanie książek? 

Z potrzeby serca, ale też z racji moich życiowych wyborów. Pracując na uczelni, pisałam głównie książki naukowe. Zajmowałam się m.in. jakością życia, przedsiębiorczością, zaufaniem i sieciami społecznymi, ale też tematyką osób starszych. W 2016 r. powierzono mi funkcję redaktora serii „Gerontologia” przy Wydawnictwie Uniwersytetu Łódzkiego i zaproponowano przygotowanie poradnika popularnonaukowego. I tak to się zaczęło… A że pisanie takich książek również łączyło się z moją ideą poprawiania jakości życia, to chętnie angażowałam się w kolejne projekty. Poza tym, po każdym spotkaniu autorskim widziałam sens swoich pisarskich aktywności i myślę, że to miało kluczowe znaczenie w podejmowaniu decyzji o wydaniu kolejnych książek.

Piszesz książki popularnonaukowe, ale również jesteś współautorką takich książek jak: „Jesień życia? Wiosna możliwości. Przewodnik po późnej dorosłości!”, „Jak nie teraz, to kiedy?!”, a także „Srebrne tabu. Przyjaźń, miłość, seks w wieku dojrzałym”. Która tematyka jest ci bliższa? Naukowa czy jednak ta bardziej związana z codziennymi, przyziemnymi sprawami? 

Książki, które wymieniłaś, dotyczą głównie właśnie tych przyziemnych spraw, choć niezwykle ważnych. Z racji mojego zaangażowania w te książkowe projekty i znaczną liczbą spotkań autorskich, mnóstwa niezwykle pozytywnych komentarzy od czytelników, teraz jest mi to z pewnością bliższe niż praca naukowa, tym bardziej że w powstanie tych książek były zaangażowane wspaniałe osoby, mniej lub bardziej znane, które przyjęły moją propozycję współpracy, dzieliły się swoją wiedzą i doświadczeniem. Niejednokrotnie słyszałam, że te publikacje były dla kogoś impulsem do pozytywnych zmian, że zainspirowały do konstruktywnych działań, pozwoliły spojrzeć na pewne sprawy z innej perspektywy. To mnie cieszy, inspiruje i motywuje. Zresztą m.in. stąd pomysł na poezjoterapię. To głównie pozytywne reakcje i sugestie odbiorców moich wierszy, które czytałam tu i ówdzie, skłoniły mnie to wydania książki „Co dobrego?!”, która poza wierszami zawiera komentarze psychologiczno-terapeutyczne dotyczące tych codziennych, przyziemnych spraw.

Poza książkami nagrywasz płyty. Zabierasz swoich odbiorców w niezwykłą poetycko-muzyczną podróż po meandrach ludzkiego życia. Twój najnowszy projekt nosi tytuł „Drogowskazy szczęścia. W drodze po lepszy dzień”…

To bardzo szczególny projekt, niezwykle bliski mojemu sercu. Zawarte na płycie utwory dotyczą ważnych aspektów ludzkiego życia: miłości, szczęścia, relacji, przyjaźni, samoakceptacji, śmierci, stresu, wybaczania. Powstały, by inspirować ludzi do refleksji i poprawy jakości życia, do poszukiwania szczęścia „tu i teraz”. Jestem bardzo szczęśliwa, że pojawili się na mojej drodze niezwykle utalentowani artyści, którzy skomponowali muzykę do moich wierszy i spełnili de facto moje nieśmiałe marzenie. W sposób szczególny przyczynił się do tego Piotr Podgórski, notabene mój były student, który to wszystko zainicjował, wyśpiewując przepięknie wiersz „Dziękuję Ci Boże”, a później „Tęsknotę” i „Dar przekonywania”. I tak to się zaczęło, a ja nie mogłam uwierzyć, że tak szybko realizują się moje marzenia o wydaniu płyty z moimi tekstami. Szczególnie że pojawiły się na niej nie tylko utwory muzyczne, ale także wiersze, m.in. w wykonaniu Teresy Lipowskiej.

Do kogo kierujesz swoją muzyczną twórczość? Szufladkujesz jakoś swoich odbiorców?

W przedmowie do płyty napisałam, że w poetycko-muzyczną podróż po meandrach ludzkiego życia zapraszam zarówno poszukujących szczęścia, jak i jego posiadaczy. I to jest odpowiedź na Twoje pytanie. Zresztą jednym i drugim życzę właściwych drogowskazów na drodze po lepszy dzień, żywiąc nieśmiałą nadzieję, że utwory składające się na „Drogowskazy szczęścia” będą miały w tym swój udział. Podobnie jak i książki, które, z tego, co mi wiadomo, czytają i ci wcześniej, i później urodzeni, i kobiety, i mężczyźni.

Jak udało Ci się zaangażować do tego projektu takie nazwiska jak Teresa Lipowska, Bianca-Beata Kotoro, Ryszard Brączek czy Sylwia Stępień?

Z Teresą i Biancą znam się od dłuższego czasu i obydwie czytały moje wiersze, odkąd zaczęłam je pisać. Zawsze pozytywnie odbierały tę poezję i wspierały mnie w moich pomysłach, stąd też bardzo chętnie włączyły się w ten projekt. Ryszarda Brączka z krakowskiego zespołu „Galicja” osobiście poznałam dzięki Piotrowi Podgórskiemu, wcześniej znałam go tylko z racji jego muzycznej aktywności. Sylwia Stępień wraz z mężem Krzysztofem to z kolei rodzina moich sąsiadów. Pamiętam, że kiedy usłyszałam piosenkę w ich wykonaniu, zachwyciłam się talentami obojga i stąd pomysł, żeby wyśpiewali moje wiersze. Na szczęście się zgodzili! Dziś wspólnie koncertujemy.

Piszesz i śpiewasz o drogowskazach. Co jest Twoi drogowskazem w życiu?

Śpiewem jedynie w domu albo pod nosem. Nie mam do tego talentu, dlatego tak bardzo zachwycam się tymi, którzy potrafią pięknie śpiewać, szczególnie kiedy śpiewają moje teksty. Co do moich drogowskazów, to są zbieżne z tym, o czym piszę. Podchodzę do życia z dużą pokorą i mam dość tradycyjne wartości. Poza tym, ważne jest dla mnie bycie w zgodzie z sobą, koncentrowanie się na pozytywnej stronie życia i na szukaniu rozwiązań. Obcy jest mi pesymizm i zajmowanie się problemami. Ponadto kocham życie, ludzi, przyrodę… Jestem wdzięczna za każdy dzień mojego życia, za moich bliskich i za wiele wspaniałych, serdecznych osób, które pojawiły się na barwnej drodze życia.

Patrzysz na życie pełna optymizmu? Wierzysz, że to my kreujemy swoją rzeczywistość? 

Jestem optymistką z krwi i kości! Zawsze wszystko widzę w pozytywny sposób, co bywa czasem nawet zabawne. Całe szczęście, że mój mąż jest realistą. Co więcej, zauważam, że z wiekiem mi się ten optymizm nasila, co nie oznacza, że moje życie jest usłane różami. Miewam problemy, tak jak i inni ludzie, ale z moim optymizmem i podejściem skoncentrowanym na rozwiązaniu, podchodzę do nich na swój sposób. Zatem nawet te kolokwialne dołki nie są już tak dotkliwe, jak bywały kiedyś. Do tego dochodzi jeszcze przekonanie o tej sprawczości, o którą pytasz, a która to z kolei jest mi bardzo bliska. Uważam, że mamy wpływ na swoje życie, a już na pewno na to, jak o tym życiu myślimy. A że życie to teatr, i z różnymi scenariuszami przychodzi się nam mierzyć, stąd też do tego kreowania rzeczywistości podchodzę z pewną dozą pokory.

Jak poprawić jakość swojego życia? Czy istnieją jakieś skuteczne porady? Złota rada?

Myślę, że tych porad we współczesnym świecie istnieje bardzo wiele, bo dbanie o jakość życia stało się po prostu modne. Czasami są to wręcz zgubne porady, bo jakość życia definiowana jest głównie poprzez dobra materialne i powszechny konsumpcjonizm. Niestety. Gonimy za tym, co ma nam dać szczęście, gubiąc po drodze to, co mamy, czy też to, co ważne i naprawdę potrzebne człowiekowi do życia. Kiedy zatem pytasz o złotą radę, odpowiem fragmentem swojego wiersza „W poszukiwaniu szczęścia”:

Doceń wschody i zachody,

Doceń, że wstałeś i żyjesz.

Doceń to, co miałeś i dostałeś.

Doceń szczęście, które masz.

Szczęście, to są ludzie wokół.

Szczęście, to być, a nie mieć.

Szczęście, to chwila dla siebie,

Szczęście, to być właśnie tu.

Uważam, że w kontekście poprawiania jakości życia ważne jest dbanie nie tylko o swoje ciało, ale i umysł i należy o tym głośno mówić. Niestety, to przychodzi nam na ogół trudniej, bo sprawy związane z psychiką nadal są marginalizowane. Ważne jest zatem, aby szukać pomocy u specjalistów, jeśli samemu trudno sobie poradzić z obniżonym nastrojem, traumami czy innymi problemami, które obniżają naszą jakość życia. Jeśli mamy problemy w pracy, w rodzinie, w związku, to szukajmy pomocy i konstruktywnych rozwiązań posiłkując się odpowiednio przygotowanymi do tego osobami: psychologami, terapeutami, mediatorami itp. Poza tym, zawsze zachęcam ludzi do zmiany negatywnych schematów działania, nawyków myślowych i tego, co po prostu nie służy danej sobie. Ważne jest też bycie w zgodzie z sobą, praca nad relacjami, komunikacją. Często powtarzam na szkoleniach, że jakość naszego życia zależy także od słów, które wypowiadamy, z czego na ogół nie zdajemy sobie sprawy. Bez wątpienia nasze myślenia o sobie, o otaczającej nasz rzeczywistości odgrywa istotną rolę w tworzeniu pozytywnej jakości życia. Warto o tym pamiętać.

Poza prowadzeniem własnej firmy jesteś również wiceprezesem Fundacji Science Watch Polska. Czym się dokładnie zajmujecie, komu pomagacie?

Misją fundacji, którą prowadzę z Joanną Grubą, jest wspieranie działań mających na celu wprowadzanie pozytywnych zmian w świecie akademickim i szeroko pojętej edukacji. Podejmujemy inicjatywy dotyczące upowszechniania świadomości praw i obowiązków pracowników uczelni, poprawy relacji pracowniczych w świecie akademickim oraz procedur awansowych, konkursowych i antymobbingowych. Udzielamy pomocy osobom pokrzywdzonym oraz mobbingowanym pracującym w obszarze nauki, występując z interwencjami do instytucji naruszających ich prawa czy też podejmując współpracę z organizacjami stającymi na straży ochrony praw obywatela i praworządności. Osób poszukujących i potrzebujących pomocy zgłasza się do Fundacji coraz więcej, co jest dowodem na to, że nasza działalność ma sens. Poza tym, nie od dzisiaj mówi się, że patologia w świecie akademickim ma się dobrze, a ludzie, którzy za tym stoją, są na ogół bezkarni, bo nietykalni. Jeśli ktoś próbuje dochodzić swoich praw w starciu z kadrą profesorską, jest narażony na ogół na ostracyzm i sankcje, czego niestety doświadczyłam na swojej skórze. A że nie ma we mnie zgody na takie działania, to zdecydowałam się działać społecznie, stąd też decyzja o założeniu fundacji. Notabene, pierwszej takiej w Polsce, która obserwuje uczelnie i świat akademicki.

Jak odnajdujesz równowagę pomiędzy życiem prywatnym a zawodowym? Pytam, bo coraz więcej kobiet ma dziś ogromny problem ze znalezieniem harmonii w tym temacie. Chcemy być i doskonałymi bizneswoman i idealnymi matkami, żonami. Czy jest to w ogóle możliwe?

Myślę, że to kwestia priorytetów i wartości, które są niczym drogowskaz. Jeśli mamy hierarchię tych wartości, to łatwiej uniknąć konfliktu ról i osiągnąć harmonię w godzeniu życia zawodowego i prywatnego. Jestem wdzięczna moim rodzicom za dobre wzorce w tej materii, bo to bez wątpienia procentuje w moim życiu. Do dziś pobrzmiewa mi w uszach zdanie, że jeśli Bóg jest na pierwszym miejscu, to wszystko inne jest na właściwym miejscu. Dla mnie rodzina jest na miejscu drugim, a praca na trzecim. Zawsze robiłam wszystko, żeby być na każdym przedstawieniu czy uroczystości w przedszkolu i szkole, bo wiem, jakie to było ważne dla moich dzieci, zresztą dla mnie także. Oczywiście nie pretenduję do roli idealnej matki, bo wiem, że ona nie istnieje, ale z pewnością staram się wypełniać tę rolę najlepiej jak potrafię. Podobnie z rolą żony, która tak jak każda inna rola wiąże się zaangażowaniem, motywacją i pracą. Nic nie przychodzi samo z siebie, choć niekiedy tak nam się wydaje, a skutki tego bywają zgubne. Wiem to choćby z doświadczeń terapeutycznych. Pewnie ta świadomość i wiedza sprawiają, że do roli żony i swojego małżeństwa podchodzę bardzo odpowiedzialnie i z dużą świadomością tego, że mam wpływ na to, jak ten związek będzie wyglądał. I to mimo małżeńskiego stażu. Z pewnością mogę powiedzieć, że obydwie role dają mi bardzo dużo szczęścia i satysfakcji i są źródłem inspiracji oraz energii do działania. I jestem za to bardzo wdzięczna, bo rodzina jest moją ostoją, kuźnią mocy i siły.

Plany na najbliższe 5 lat? 

Niebawem wydam swoją kolejną książkę. Jest zbiór wierszy pt. „Odnalezione nadzieje”. W planach również koncerty muzyczno-poetyckie promujące płyty „Drogowskazy szczęścia. W drodze po lepszy dzień”, promocja tomiku wierszy, autorskie warsztaty dla kobiet. Poza tym, mam w głowie kilka pomysłów związanych z rozwojem firmy szkoleniowej ART OF TRAINING, którą prowadzę razem z mężem od blisko 10 lat i której chciałabym poświęcić nieco więcej czasu niż dotychczas. Zamierzam również powołać oddział Fundacji Science Watch Polska w Łodzi i dalej działać pro publico bono, ale na szerszą skalę. To tyle w wielkim skrócie i nie zdradzając, rzecz jasna, wszystkich planów na te 5 lat. Z pewnością jednak niektóre z nich muszą poczekać na swoją kolej, bo przez najbliższe lata nadal aktywnie wypełniać będę rolę mamy. Mam dwóch synów, którzy chętnie rozwijają swoje zainteresowania muzyczne, aktorskie, piłkarskie, a ja staram im się w tym towarzyszyć. Swoją drogą, za te 5 lat, o których wspomniałaś, mój najstarszy syn będzie miał niespełna 18 lat. Wprawdzie brzmi to bardzo poważnie, ale jednocześnie dość optymistycznie, szczególnie w kontekście czasu i planów. Tymczasem cieszę się, że z powodzeniem potrafię od lat łączyć życie zawodowe z prywatnym.

Rozmawiała: Ilona Adamska / I.D.MEDIA

Tekst i fot. informacja prasowa źródło I.D.MEDIA

Share

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.