Pasja stała się jej pracą. Zajmuje się fotografią teatralną

Pasja stała się jej pracą. Zajmuje się fotografią teatralną

Jej zdjęcia to prawdziwe artystyczne perełki, chwile zatrzymane w czasie. Opowiadają historie nie tylko zza kulis. Są barwne, choć w większości to obrazy prezentowane przez autorkę w czerni i bieli. Magdalena Rybij z supraskiego Teatru Wierszalin opowiedziała o swojej miłości do teatru i procesie twórczym. Ten nie jest sztampowy i nigdy nie pozwala na nudę.

Od kiedy w Twoim życiu obecna jest fotografia?

To pasja z młodzieńczych lat, która z czasem przerodziła się w zawód, pracę. Choć wcześniej nie myślałam o tym w takich kategoriach. Fotografia pochłania i zajmuje większą część mojego czasu. Skończyłam warszawską Akademię Fotografii. Był to też taki punkt zwrotny, by zajmować się tym profesjonalnie. Choć wtedy nie myślałam, że trafię do teatru i to właśnie fotografia teatralna zacznie mnie pasjonować najbardziej.

A zanim znalazłaś swoje miejsce na ziemi w teatrze, jaki rodzaj fotografii Cię pasjonował? Były zlecenia na komercyjne sesje zdjęciowe?

Jak najbardziej. Zajmowałam się właśnie tzw. fotografią komercyjną. Najpierw robiłam sesje dla przyjaciół i rodziny, później przyszły większe zlecenia: na chrzcinach, ślubach, wszelkich imprezach okolicznościowych, czyli tak bardzo klasycznie. Choć już wtedy, zależało mi na tym, by moje zdjęcia nie były bez wyrazu, a miały głębię, artyzm. Żeby była w nich cząstka mnie, mój autorski wydźwięk.

Czyli już wtedy zaczęło Cię ciągnąć w stronę sceny. Wybrałaś teatr czy może było na odwrót, teatr wybrał Ciebie?

Myślę, że nasze drogi miały się zejść, a nasze energie po prostu się przyciągnęły (śmiech). Jak teraz o tym myślę, to czuję, że praca w tetrze od zawsze była moim marzeniem, ale… chyba głośno o tym nie mówiłam.

I to marzenie się ziściło. Jesteś członkiem supraskiego zespołu Teatru Wierszalin. Zawsze w parze z aparatem, by uchwycić to co ulotne, a warte zapamiętania, zatrzymania w kadrze. Jak i kiedy zaczęła się ta Twoja przygoda?

Historia jest dość ciekawa, a zaczęła się praktycznie miesiąc przed pandemią, w 2020 roku. Wróciłam do Supraśla z Warszawy. Zaczęła się pandemia, a ja nie miałam pracy, a wszystko to co budowałam jeśli chodzi o fotografię, było w Warszawie, więc musiałam tu zacząć budować wszystko od nowa. Polegało to na tym, że robiłam zdjęcia przy każdej możliwej okazji, jeśli chodzi o wydarzenia społeczno-kulturalne, które miały miejsce w Supraślu. Później te zdjęcia rozsyłałam. Dostałam propozycję robienia zdjęć podczas wydarzenia, które było związane z gminą, a na tym wydarzeniu pojawił się też teatr Wierszalin, dyrektor, aktorzy. Później jeden z aktorów, Darek Matys – mogę powiedzieć, że to on jest tą osobą, która wprowadziła mnie do tego teatralnego świata – zadzwonił do mnie, powiedział, że widział, że robiłam zdjęcia i zapytał czy mogłabym podesłać im kilka fotografii z tego wydarzenia. I tak to się zaczęło. Wysłałam zdjęcia, dostałam maila zwrotnego, że są świetne, bardzo się wszystkim spodobały. Otrzymałam propozycję, by zrobić zdjęcia z wierszalińskiego spektaklu. Akurat wtedy było ciekawe wydarzenie, Wierszalin grał „Dziady” w plenerze. I to była moja pierwsza „fucha”, zawodowa styczność z teatrem.

Fotografia teatralna wydaje się dość trudna.

Fakt, to nie jest takie proste, jakby się mogło wydawać. Przemyślałam to, co mogłabym Ci powiedzieć odnośnie fotografii teatralnej i zaczęłam się zastanawiać czy jest taki fotograf w Polsce, który tak jak ja pracuje w teatrze, który spędza w nim większość czasu, swojego życia. Moja praca nie polega tylko na tym, że w określonym czasie przychodzę na same próby i wyłapuję konkretne kadry. Jestem od samego początku powstawania spektaklu. Jestem przy tym jak aktorzy siadają razem z reżyserem do wspólnego stołu w garderobie, czytają teksty. Za pomocą obiektywu dokumentuję te rozmowy zza kulis. Później jest czas na etap sceniczny. Moja fotografia oprócz tego, że jak wspomniałam dokumentuje spektakl, to spełnia również funkcje pomocnicze przy budowaniu tego spektaklu. Przy ostatniej realizacji, czyli „Wyzwoleniu” Wyspiańskiego w reżyserii Piotra Tomaszuka, dostałam zaszczytną funkcję asystenta reżysera. Więc fotografia teatralna była moim narzędziem pracy,. Fotografując aktorów na próbach, mogłam później te zdjęcia pokazać reżyserowi i wtedy on widział czy coś jest do poprawy, czy np. dany kostium pasuje, jak konkretna scena wygląda w kadrze.

„Zamrażasz” chwile w fotografii?

Tak! Jest to dokumentacja. Dla mnie w tym wszystkim najfajniejsza jest już ta część mojej pracy, kiedy spektakl jest prawie gotowy i mogę zrobić zdjęcia, które będą tymi zdjęciami reprezentacyjnymi.

Tymi, które umieścicie np. w mediach społecznościowych lub albumie promującym dane wydarzenie.

Dokładnie. Tymi, które wstawimy na nasze media społecznościowe, by zachęcić widzów do przyjścia na sztukę. Chociaż to też jest ciekawa kwestia. W Teatrze Wierszalin piękne jest to, że nasz zespół nie liczy wiele osób, a każdy z nas jest multizadaniowy. Musimy, ale przede wszystkim chcemy ze sobą współpracować. Czerpiemy wiele od siebie nawzajem. Dla przykładu, do festiwalu „Między wierszami”, powstaje oprawa plastyczna, plakaty, wizualizacja. Ja robię zdjęcia, Mateusz Kasprzak scenograf i grafik naszego teatru, później ma materiał, który pozwala mu z tych zdjęć stworzyć właśnie plakat, jakąś konkretną grafikę. Nasze prace fajnie się zazębiają, zgrywają. Zdjęcia są też pomocne w pracy aktorów. Fotografie, które robię im podczas prób, mogą stanowić podpowiedź to tego co ewentualnie można pokazać inaczej, ulepszyć, czy będzie to sposób ułożenia ciała czy jakieś krawieckie zmiany w kostiumie.

A co z aktorami? Są już na tyle oswojeni z aparatem, że nie stawiają granic w przestrzeni scenicznej?

Myślę, że tylko na początku mnie zauważali [śmiech], bo mogło to być nieco krępujące. Ja też nie pracuje tak, że podchodzę 30 cm do twarzy, chociaż mam możliwość wejścia na scenę. Wolę być jednak niewidoczna. Oprócz tego, że słyszą mój aparat, bo jednak jakiś dźwięk wydaje, to już na tyle się do niego przyzwyczaili, że to wszystko wychodzi bardzo naturalnie. Zresztą jestem już 3 rok w teatrze, jestem częścią zespołu i tak się czuję, jestem tak też traktowana, więc nie jestem kimś odrębnym, zewnętrznym fotografem na zlecenie. Współpracuję z nimi i bardzo ich podziwiam, jako artystów. Mam nadzieję, że na moich zdjęciach widać też doskonale ich emocje, to jakimi profesjonalistami są, ale też to w jaki sposób ja ich widzę, jako piękne istoty, które są niesamowicie zdolne i które potrafią na scenie pokazać magię teatru.

Co jest takiego w tym zawodzie co Cię pociąga, rozwija?

Fotografia teatralna to refleks, szybkość, działanie, skupienie tu i teraz, bo pewnych rzeczy po prostu się nie powtórzy. Fakt, ja mam tą możliwość kilka razy przyjść na dany spektakl, ale nie chcę tego, wolę mieć na świeżo uchwycony dany moment. Ta chwilowość, spontaniczność jest ważna. Zajmując się fotografią teatralną nie mam czasu na nudę. Otwiera mi furtki na współpracę przy różnych ciekawych, współtowarzyszących wydarzeniach artystycznych, które dzieją się w Wierszalinie, m.in. przy okazji letnich edycji „Między Wierszami”.

Tak zwane dobre ujęcie… potrzeba czasu, by je zrobić czy to raczej kwestia ustawienia kadru?

Oczywiście dokonuję selekcji materiału. Ale powiem szczerze, że raczej przychodzi mi to bardzo naturalnie, właściwie nie kadruję zdjęć. Czasami zdarza mi się poprawiać, bo coś jest krzywo albo nagle zobaczę na zdjęciu jakiś szczegół i tylko to chcę wyciągnąć, ale jakbym chciała pokazać całe zdjęcie to też byłoby ok. Nie zastanawiam się długo nad doborem kadrów. Z aparatem i w teatralnej przestrzeni czuje się jak ryba w wodzie.

Fotografii oddajesz serce, czego dowodem są trzy wydane albumy.

Pierwszy powstał dzięki stypendium Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego, z okazji jubileuszu 30-lecia Teatru Wierszalin, w 2021 roku. Drugi obrazujący fragmenty spektaklu „Dziady” rok później. To ciekawa inicjatywa, album jest zwieńczeniem projektu „Objazd mickiewiczowski wzorem Reduty na Litwie”. Zbiór moich fotografii miał premierę w Wilnie, a wystawa odbyła się w tamtejszym klasztorze franciszkanów. Trzeci to album „Tańczyć Konrada”, myślę, że najważniejszy i najbardziej mi bliski. Jest związany z zeszłorocznym Festiwalem „Między wierszami”. W grudniu tego roku jako zespół Teatru Wierszalin jedziemy do Tokio, do Teatru X, właśnie ze spektaklem „Tańczyć Konrada”. Tam będę miała też swoją wystawę i debiut tego albumu.

Świetna wiadomość, gratulacje! Promujecie polską literaturę na międzynarodową skalę.

Dziękuję. Chcemy promować polską kulturę za granicą. „Tańczyć Konrada” to wydarzenie interdyscyplinarne, którego ideą jest zderzenie aktorskiego wykonania Wielkiej Improwizacji uwięzionego w celi Konrada [w tej roli Rafał Gąsowski], z „tańcem jego wolnej duszy” – to jest improwizowaną etiudą baletową tańczoną przez wybitnego polskiego artystę baletu [Bartosz Zyśk] młodego pokolenia.

Dziękuję za spotkanie i czekamy na relację z Tokio.

Dziękuję. Na pewno będzie!

Rafal Gąsowski „Wyzwolenie” [fot. Magdalena Rybij]
widownia w Teatrze Wierszalin [fot. Magdalena Rybij]
reżyser Piotr Tomaszuk Festiwal „Miedzy wierszami” [fot. Magdalena Rybij]

Rozmawiała Paulina Górska.

Share

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.